fbpx

Nici liftingujące

To jeden z tych zabiegów, których się mocno obawiam. Wśród lekarzy też ma zarówno zagorzałych zwolenników, jak i wielkich przeciwników. Jednak na pewne mankamenty urody, które mnie bardzo irytowały,  nici wydawały mi się jedyną nieoperacyjną alternatywą. Oczywiście mimo „stracha” – wypróbowałam. Na kilka sposobów. (Prawie) Niczego  nie żałuję!

Po pierwsze od kilku lat moją wielką bolączką były tzw. chomiki. Przy okrągłej twarzy i „grubej skórze” czyli także obfitej tkance podskórnej trudno je podciągnąć. To nie sprawa braku jędrności skóry, a przemieszczenia się poduszeczek tłuszczowych. Z opadającym owalem walczyłam uparcie i wieloma metodami. Nitki to najbardziej zaawansowany krok w zakresie medycyny estetycznej. Przy moich uwarunkowaniach trzeba było przygotować grunt pod zabieg, a więc przede wszystkim maksymalnie pozbyć się ciężkiego tłuszczu, by nici udźwignęły skórę i były w stanie unieść tkanki. Haczyki, a więc wypusty powstające wskutek nacięcia nici, kotwiczą się w skórze jednak tłuszczu nie uchwycą. Trzeba o tym pamiętać i liczyć się z realiami decydując się na zabieg.

W czym tkwi haczyk

Ok. 3 lata temu zrobiłam pierwsze nici haczykowe tzw. Barby – po 3 z każdej strony na dole twarzy. Lekarz, który je zakładał należy do fanów tego rozwiązania. Twierdził, że ma z reguły szybkie i znakomite rezultaty w wielu obszarach twarzy. Po zabiegu owal się nieco poprawił, ale nie spełniło to moich oczekiwań. Implantacja poszła gładko, ból niezbyt wielki. Rezultat widoczny od razu, ale niepowalający. Lekkie opuchnięcie mniej więcej 3-4 dni – jak po dentyście. Skóra bez zaciągnięć, nierówności.  Jednocześnie nieprzyjemne uczucie ciągnięcia od ust do ucha przez ok. 2 tygodnie. Trudności w spaniu, bo gdy opierałam twarz na poduszce  bolało. W ciągu dnia czasem też „dostawałam strzał” – przeszywający ból ale bardzo krótki. To ustąpiło po 3 tygodniach, za dobrze tego okresu nie wspominam. Efekt dość mizerny, niewspółmierny do cierpienia i ceny zabiegu. Moim zdaniem także nie najlepsza kwalifikacja do zabiegu. Wniosek – nic na siłę, nici nie nadają się do zbyt ciężkiej skóry.

Otwórz oczy

Kolejnym mankamentem urodo-zdrowotnym, który zwalczałam za pomocą nici liftingujących jest opadająca prawa powieka. To skutek rozluźnienia mięśni spowodowanego wadą wzroku – w lewym oku nie dzieje się nic złego, w prawym spory minus. Asymetria powiek nie jest stała, ale gdy się pojawia jest bardzo widoczna. Rozwiązaniem definitywnym byłaby operacja – blefaroplastyka, ale najpierw chciałam sprawdzić metody mniej radykalne.

Zdecydowałam się dać szansę niciom. Tu z rezultatu jestem bardzo zadowolona, choć na początku na to się nie zapowiadało. Do zabiegu musiałam się przygotować. 2 tygodnie wcześniej botoks na czoło, by ograniczyć kurczliwość mięśni bezpośrednio po implantacji nici. To warunek konieczny. Zabieg wykonywała doktor Monika Bujanowska w Princess Academy nićmi PDO Barb 4D. Mimo znieczulenia implantacja nici w tym obszarze jest bolesna. Na szczęście krótka. Łuk brwiowy był podciągnięty z każdej strony w trzech punktach – na końcach i po środku – przy daszku brwi do punktu przy nasadzie włosów. Tak, że po 3 nici spotykały się w jednym punkcie. Bezpośrednio po zabiegu nie było źle. Obrzęk pojawił się następnego dnia. Miałam napuchnięte, obniżone brwi, groźne spojrzenie. Te objawy ustępowały powoli, przez kilka tygodni. Przez co najmniej półtora miesiąca miałam wrażenie, że jest gorzej niż było… Co ja zrobiłam??? Nabrzmiały wałek nad oczami denerwował że hej… A potem, dosłownie z dnia na dzień, wszystko minęło i oczy się otworzyły. Pełna magia. Efekt rewelacyjny, naturalny, likwidujący asymetrię. Na długo, bo już minęły 3 lata. Przy sporym zmęczeniu nieco widać osłabienie prawej powieki, okulistka powiedziała, że jednak operacja byłaby dobrym rozwiązaniem, chośby ze względów zdrowotnych. Uważam jednak, że ten zabieg to pełen sukces.

Dr Monika Bujanowska, www.monikabujanowska.pl

Gdzie: www.princessacademy.com.pl

Cena: 2500 zł

 

 

 

 

W rękach mistrzyni, czyli tańcowała igła z nitką

Czas mijał, z chomikiem walczyłam zawzięcie, z mniejszym lub większym powodzeniem. Nici stawały się powoli ostatecznym środkiem (poza operacyjnym liftingiem) by się go pozbyć.

W kuluarach wielu lekarzy mówiło, że jeśli nici, to koniecznie Aptos. Największy wybór rodzajów nici, nieco inny skład niż w produktach innych marek, łatwiejsze gojenie, większa moc. Nadal się bałam. Jednak co jakiś czas zaglądałam w grafiki typu przed i po na efekty liftingu nićmi. Chodziłam na konferencje, na których dowiadywałam się coraz więcej, konsultowałam sprawę z kolejnymi doktorami. Wciąż z mieszanymi uczuciami. Tym bardziej, że słyszałam mrożące krew w żyłach opowieści o rekonwalescencji. Że pacjentki widząc swą twarz po niciach kolejnego dnia wpadały w histerię, że nie wychodziły z domu przez dwa tygodnie… zażywały antydepresanty… A potem w wielu przypadkach były zadowolone. Zrównoważone głosy, że rekonwalescencja trwa 2-3 dni także słyszałam. Oczywiście opinie, że to zabieg lunchowy – także. Ale to akurat kompletna bzdura…

Pisząc tekst do magazynu robiłam wywiad z dr Ewa Rybicką na temat Aptosów. Była za…

Dr Bożena Jendrysik, www.veno-med.pl

Wraz z dr Rybicką ustaliłyśmy, że przetestuję nici, jeśli główny szkoleniowiec marki w Polsce dr Bożena Jendrysik z kliniki VenoMed po konsultacji uzna, że zabieg w moim przypadku dobrze rokuje. Od ok. półtora roku oglądałam w internecie wyniki prac Pani Doktor. Nie mogłam wyjść z podziwu i to był dla mnie decydujący argument przełamujący obawy. Tym bardziej, że rzeczywiście podeszła do tematu zupełnie inaczej niż inni lekarze. Niestandardowo.

Na zabieg przeznaczyłam długi – trzydniowy weekend. Cała procedura trwała ok. dwóch godzin. Najpierw rozrysowanie pisakiem „planu” miejsc wkłucia i przebiegu nici. Potem znieczulenie – dożylnie przez wenflon dostałam Cyclonaminę  , która działa przeciwkrwotocznie i zmniejsza ryzyko krwiaków. Potem była najgorsza część zabiegu – znieczulenie za pomocą kaniuli całego obszaru zabiegowego lignocainą zmieszaną z adrenaliną zwężająca naczynia Dodam, że jeśli chodzi o znieczulenie jestem nietypowym przypadkiem – znieczulam się w „łatki” czyli czasem w trakcie zabiegu trzeba dołożyć dawkę leku. Do tego moja skóra okazała się trudna – wiele w niej zrostów czyli kolagenowych zwłóknień po innych zabiegach. Fakt, że pod tym względem trudno uznać mnie za „dziewicę”. Robiłam wiele zabiegów z zastosowaniem maszyn, m.in. HIFU oraz kaniulowych. W zrostach zresztą nie ma nic złego, bo takie ślady w skórze tworzą niewidoczną i niewyczuwalną podtrzymującą konstrukcję, która liftinguje. Po prostu dla lekarza jest to dodatkowa trudność w prowadzeniu kaniuli, a dla mnie większy dyskomfort. Większe niż zwykle traumatyzowanie tkanek powoduje też większy obrzęk po zabiegu.

Między znieczuleniem a wprowadzeniem nici liftingujących musiał minąć mniej więcej kwadrans. Najpierw robi się „dziurki” nakłucia w punktach, przez które wprowadza się nici. Czuć, ale nie jest to straszne. Samo przeciąganie i naprężanie ich daje wrażenie nieprzyjemnego rozpychania. Najbardziej boli w okolicach marionetki i nosa. Na szczęście to dosłownie moment cierpienia.

W żadnym razie nie mogę powiedzieć, że był to zabieg lunchowy, raczej mała operacja, po której byłam kompletnie wyczerpana. Chwilkę też musiałam odczekać, by adrenalina przestała działać – powoduje ona uczucie zimna i lekkie roztrzęsienie (a dziwiłam się, co się ze mną dzieję, bo wcale tak zestresowana nie byłam).

Łącznie pani doktor wprowadziła 3 m nici różnych rodzajów. Chomik i marionetki zniknęły, linia żuchwy i podbródek – poprawa od razu. Najbardziej budujący był komentarz pani Doktor: Jestem zadowolona, a to się wcale nie tak często zdarza… I stwierdzenie jeszcze w trakcie zabiegu: podbródek jak półka z Ikei (czyli z dobrym kątem! – 90 stopni).

Po zabiegu nie wygląda się za dobrze. Pierwszy etapo po, to zimne okłady (maska na zdjęciu otwierającym post). W drodze do Warszawy nadal przykładałam zimne kompresy, ale spokojnie wchodziłam między ludzi i nie oglądali się za bardzo… Obrzęk był spory. Pierwsza noc trudna, chyba głównie z emocji. Ból średni, wzięłam jeszcze dwie dawki paracetamolu i starczyło. Nie można przyłożyć głowy do poduszki, a. – że nie wolno, b. – zdecydowanie boli. Zalecane jest spanie na wznak na wysokiej poduszce. Dla mnie to wyzwanie. Inne zalecania pozabiegowe – stosowanie leków (przeciwbólowych, antybiotyku i preparatu ułatwiającego gojenie wkłuć) plus zimne okłady były zdecydowanie prostsze w realizacji. Poprawa stanu jest bardzo szybka, tylko pierwszy dzień po jest wyjęty z życiorysu. Twarz jak piłka, policzki nadęte, całość mocno tkliwa. Drugi – funkcjonuje się ok, tylko buzia nadal wygląda jak księżyc w pełni. Koło ucha widoczne lekkie zaciągnięcie, widać jeszcze dziurki po wkłuciach – małe strupki. Przy nich czuć zgrubienia. Za to kontur żuchwy – super! Znacznie mniej boli i nie ciągnie. Gwoli uspokojenia – żadnych nici, czy haczyków przez skórę nie widać ani nie czuć. Skóra ma normalny kolor, fakturę, gładkość. Tylko obrzęk powoduje zmianę proporcji twarzy, mam poczucie, że mam ogromną twarz… choć stopniowo się zmniejsza.

Po 3 dniach poszłam do pracy, nikt nawet nie zapytał, co się stało. Choć obrzęk oczywiście był, ale taki, jak po większej ingerencji dentystycznej. Po tygodniu nawet rodzice nie zdawali żadnych niewygodnych pytań. Czuję się co prawda jakbym miała opaskę uciskową na brodzie, ale nie jest to specjalnie dokuczliwe, tylko śmiać mogę się jedynie półgębkiem. Nadal bolą przy dotyku miejsca wkłuć i powiedzmy „węzełków”. Cała twarz jest zdecydowanie mniej tkliwa, może jeszcze nie nadaje się do masowania, ale kremowanie i makijaż nie bolą wcale. Czasem w różnych miejscach dostaję „strzał” bólu. Nie mam odczucia rozciągania ust czy policzków do boków, jak przy poprzednich nitkach.  Pani Doktor mniej więcej co 2-3 dni monitoruje telefonicznie sytuację. I przypomina, bu ograniczać mimikę, nie rozciągać nici na siłę, a raczej pozwolić im obkurczyć skórę – jak to ładnie określiła: Proszę ich nie gwałcić 😉 Jestem więc bardzo uległa i cieszę się każdym spojrzeniem w lustro. Chomiku wykończyłam cię…

Epilog: Niczego nie żałuję

Ten tekst był pisany etapami. Ostania relacja na żywo, w czasie rzeczywistym. Stąd czas teraźniejszy w opowieści. Teraz to już wspomnienia… Wszelkie niepożądane objawy ustąpiły po 3 tygodniach. Efekt super. Po 6 miesiącach nadal jest bardzo dobrze, choć delikatna nierówność „z gorszej strony” nieco zarysowuje się na linii żuchwy. Cóż – cudów nie ma. Z drugiej strony – nie ma się czego czepiać. Jest prawie perfekcyjnie. Podbródek też jest bez zarzutu – nadal półka z Ikei. Marzenia spełnione…

Godzie: Venomed, www.veno-med.pl

Cena: Podniesienie policzków i linii żuchwy nićmi z kwasem hialuronowym 4000zł, nici bez kwasu hialuronowego 3500zł
Najtańszy zabieg na środkową i dolną część twarzy kosztuje 2000zł ( też po 5 nitek na stronę) – są  jednak krótsze.
Korekta marionetek wymaga sprężynek i dodatkowych nici na policzkach : ok. 3000zł.
Chomiki praktycznie zawsze wymagają korekty środkowej części twarzy, bo opadanie  owalu jest wynikiem braku objętości i opadania  tkanek miękkich w policzkach. Jeśli policzki już są wypełnione np. kwasem hialuronowym, to można zrobić sam owal. Cena owalu zależy od rodzaju nici których używam – 2500-3500 zł.
Podbródek minimum 3500 zł. Jeśli z liposukcją to 4500zł.

Jeśli robię pełny lifting twarzy, podbródka i szyi z liposukcją jednoczasowo cena 6500 – 8500zł.

 
 

Dodaj komentarz