fbpx

Top 10 zabiegów medycyny estetycznej – wybór osobisty cz.I

Czyli miłe początki i koniec radosny. Hity zabiegowe  ćwierćwiecza.

Od 20 lat testuję zabiegi medycyny estetycznej. Oczywiście tylko te, które mi „pasują”. Przedstawiam te, które uważam za najlepsze. Tzn. po pierwsze skuteczne. A po drugie warte „zainwestowania”, bo mam wrażenie, że nie w każdym przypadku jakość idzie w parze z ceną.

 

 


Część 1 – Pierwsza piątka

  1. Mezoterapia – tak to się zaczyna, czyli
    dla każdego coś dobrego

Romans z medycyną estetyczną zaczęłam od klasycznych mezoterapii – nadal jestem im wierna. Dla niewtajemniczonych – to podawanie bezpośrednio w skórę substancji odżywczych, aminokwasów, witamin, peptydów, kwasu hialuronowego. Katalog aktywnych składników jest ogromny – dla każdego coś dobrego (pełna personalizacja). Podaje się je metodą gęstych wkłuć, najczęściej w odległości ok. 1,5 cm na obszarze całej twarzy lub jej wybranych partii. Oczywiście można tez stosować ukierunkowaną na dany problem (np. wiotkość, cellulit) mezoterapię na ciało.

Czy mam swój ulubiony preparat? Nie – każdy z testowanych robił wiele dobrego. Inna sprawa, że moja skóra świetnie reaguje na kłucie. Raczej się nie siniaczy, szybko wyrównują się grudki z kwasu hialuronowego. Same nakłucia mechanicznie uruchamiają procesy regeneracji skóry, uaktywniają mechanizmy samo naprawy.

Nie stosuję odżywczych kremów. Cały czas sięgam raczej po te beztłuszczowe, przeznaczone dla skóry problematycznej. Bogate mi po prostu szkodzą. Mezoterapia to metoda, która pozwala dać skórze coś więcej niż tylko barierę przed odparowywaniem wody, to dla mnie podstawa mojego programu anti-aging. W dowolnym wieku. Zabiegi są często w podobnej cenie, co „zwykła kosmetyka”, a jednak ich skuteczność jest nieporównywalnie większa, nawet w przypadku najtańszych koktajli. Trudno jednak ten zabieg lubić. Nie jest to relaks. Zawsze troszkę boli, jak mocno – zależy od rodzaju preparatu. Ale nie jest to ból na uronienie łzy, czy zaciśnięcie pięści. Po znieczuleniu kremem raczej utrzymuje się w granicach dyskomfortu. Zabiegi wykonuje się w seriach.

  1. Mezoterapia turbo czyli Volite

Kwas hialuronowy jest w tym preparacie usieciowany w specjalny sposób, gwarantuje to dłuższy okres aktywności. Zabieg wykonuje się raz na 12 miesięcy. Wkłucia są znacznie rzadsze niż w typowej mezoterapii. Robi się go raz, a dobrze. Jednorazowa akcja z efektem serii mezoterapii w jednym. Rezultat jest w stosunku do klasyki gatunku podkręcony mocą. Przede wszystkim to najtrwalsze nawilżenie skóry, jakie znam. Uwielbiam ten zabieg! Mniej bólu, mniej poświęconego czasu, skuteczność ekstra, długi czas trwania efektu. Wada – dość wysoka cena, choć i tak relatywnie niższa licząc cenę całej serii mezoterapii.

  1. Wypełniacze na bazie kwasu hialuronowego

Czyli na słodko o kwasie

Wypełnienie bruzd nosowo-wargowych kwasem hialuronowym to był mój pierwszy zabieg estetyczny „na serio”. W wieku 28 lat… Wcześnie? Niekoniecznie. O ile nie robią mi się kurze łapki, o tyle zmarszczki śmiechu miałam bardzo szybko. W pełni na nie zapracowałam… Tak to poczucie humoru i radość obracają się, paradoksalnie, w smutek odmalowany na twarzy. Małpi pyszczek daje wyraz wiecznego zmęczenia. A tu kilka wkłuć i po problemie. Dałam się namówić i nigdy nie żałowałam. Umiejętnie podane wypełniacze  dają spektakularne efekty. Nie brońcie się przed nimi!

Kobiety o napompowanych twarzach same się o to prosiły! Jedna z ulubionych lekarek opowiadała o pacjentce, która błagała o wypełnienie policzków do granic możliwości… tak, by niemal pękały… Osiągnęła swój cel, jednak wokół implantu powstała sieć nowych, widocznych naczynek, które „obudowały złogi” kwasu. Na szczęście tylko czasowo.

Wszelkie zabiegi wolumetryczne (uzupełniające utraconą objętość tkanek) zrobione z umiarem natychmiast zdejmują z twarzy kilka – kilkanaście lat. Realnie cofają czas, naprawiając, uzupełniając i lecząc tkanki. Zmarszczka to blizna. Łatwiej ją wyleczyć, gdy jest świeża. Dlatego zarówno z głębszymi bruzdami, jak i ze zmarszczkami mimicznymi rozprawiamy się jak tylko się pojawią.

Wypełnienia bruzd musiałam wykonywać mniej więcej co pół roku. Bo przez śmiech preparat się zużywał…

  1. Termolifting czyli podgrzewanie falą radiową i podczerwienią

To technologie, które wyleczyły moje uzależnienie od wypełniania „małpki” – głębokich bruzd nosowo-wargowych.  Rozwiązały problem na wiele lat. Stąd mój nieustający zachwyt nad tymi metodami.

Wejście technologii opartych na działaniu na skórę wysoką temperaturą uważam za przełomowe. Jednym z pierwszych i najsłynniejszym z tej gamy był Thermage, który akurat moim zdaniem był zabiegiem chybionym. Bardzo drogi, bardzo bolesny, jak się okazało dającym wiele powikłań – głównie poparzeń. Do tego był to zabieg o wątpliwej skuteczności. Być może znajdą się fanki i obrończynie tej procedury, ale osobiście odradzam.

Na szczęście dość szybko podobny mechanizm działania na skórę wykorzystały inne firmy, zdecydowanie ulepszając technologię. Jednym z moich ukochanych zabiegów termoliftingu jest Zaffiro wykorzystujące promieniowanie IR – podczerwone. Głowica emituje energię, którą odczuwamy jako mocne ciepło- do granicy dyskomfortu. Generalna zasada termoliftigów jest ta sama – podgrzewa się tkanki tak, by w kontrolowany sposób uszkodzić rozciągnięte, luźne włókna kolagenu i stymulować fibroblasty do produkcji nowych, zdrowych włókien. Efekt natychmiastowy spowodowany jest skróceniem tych włókien (jak w białko w gotowanym jajku, mówiąc obrazowo). Efekt długofalowy związany jest ze stopniową przebudową struktur, zastępowaniem starych, zużytych włókien podporowych nowymi, o młodej strukturze. Zabieg nie boli, nie ma okresu rekonwalescencji, skutków ubocznych. Tylko chwilowe zaczerwienienie skóry, czasem delikatny obrzęk, niemal niewidoczny. Na tej samej zasadzie działa w skórze fala radiowa. Także przekształcana jest w energię cieplną.

Przetestowałam kilkanaście lat temu serię zabiegów Zaffiro i Focus RF. I od tej pory, nie miałam już potrzeby wypełniania bruzd nosowo-wargowych. Małpi pyszczek zniknął. Dopiero niedawno dodałam ciut wypełniacza – tym razem Ellanse. Patrząc na efekty zabiegów z falą RF polecam zwłaszcza  aparaty Accent Prime oraz Thermi Smooth.  Zaffiro nowej generacji (połączone z peelingiem) też robi dobrą, a wręcz doskonałą robotę. Oba są świetne nie tylko do liftingu twarzy, ale także na wszelkie wiotkości na ciele. Prawie wszystkie dziewczyny (namówiłam wiele koleżanek), które je testowały były zadowolone (robiły twarz i pociążowe brzuchy). Zresztą większość aparatów z tymi technologiami, z którymi miałam do czynienia, daje fajne rezultaty. Unikać należy zabiegów podejrzanie tanich, na niemarkowych, niecertyfikowanych sprzętach. To zawsze warto sprawdzić! Superoferty z grupona itp., to często wyrzucone pieniądze. Inwestujcie w renomowane sprzęty i profesjonalne gabinety!

Moja refleksja – mam wrażenie, że delikatniejsze zabiegi wykonywane w serii działają w tym przypadku lepiej, niż te niby ekstra mocne – jednorazowe i superdrogie. Przeważnie nawet cała seria nadal jest tańsza od tych „wypasów”.

  1. Botoks – zabiegowa klasyka

Zarazem straszak – w sensie epatowania zdjęciami celebrytek z twarzami niemal martwymi, nieruszającymi się. Toksyna botulinowa jest stosowana w medycynie od ponad 100 lat, głównie w neurologii i fizjoterapii. Nie trzeba się jej bać. Tylko z rozmysłem wybrać lekarza. Podanie botoksu to niby standard, a jednak sztuka. Lekarz dobrze znający anatomię i mający oko do rzeźbienia twarzy, potrafi zdziałać nim cuda. Botoks w niewprawnych rękach – daje opłakane, ale szczęśliwie nietrwałe, skutki. Naprawdę nie róbcie takich zabiegów u nielekarzy, po taniości. Tu trzeba mistrza!

Toksyna czasowo hamuje kurczliwość mięśni. Stosowana jest w medycynie estetycznej do spłycania zmarszczek mimicznych. Idealnie sprawdza się do rozprostowywania kurzych łapek, zmarszczek gniewu miedzy nosem i brwiami, poprzecznych zmarszczek na czole. Można z jej pomocą nieco unieść brwi i powieki otwierając oko, zniwelować zmarszczki palacza nad ustami. Przy silnej mimice efekt utrzymuje się stosunkowo krótko, ok. 3 miesięcy. Przy delikatnej – 6-12. Akurat mieszczę się w tej drugiej grupie. Stosunkowo mało marszczę czoło. Dlatego tylko trzykrotnie w ciągu kilkunastu lat wykonywałam ten zabieg. Po kilku dniach zmarszczki wygładzały się całkowicie. Jeśli nie są zbyt głębokie leczą się same, jeśli tylko dać mięśniom odpocząć ograniczając ich skurcze. Nie miałam też efektu zamurowanego czoła. Chodziłam do lekarek, które wyznawały zasadę, że lepiej ukłuć kilkakrotnie i w razie potrzeby dołożyć produktu, niż przesadzić. Nowe „zagniecenie się” i utrwalenie zmarszczek zajmuje u mnie 2-3 lata. Za co lubię botoks? Za skuteczność, niemal bezbolesność i niewygórowaną cenę.

Dodaj komentarz